Gildie Londynu

Po dłuuugiej przerwie wracam do pisania. Na razie bardziej bez obiecywania sobie czegokolwiek. Jeśli ktoś będzie miał ochotę poczytać – będzie mi bardzo miło. 🙂

Odkąd mój chłopak wciągnął się w gry, ciągle podnosi nam poprzeczkę. Ciągle oczekuje nowych i niełatwych gier. Na naszym stole pojawiła się zatem ostatnio gra Gildie Londynu. O zasadach nie będę się rozpisywać, ponieważ można sie z nimi zapoznać czytając instrukcję. Słowem wstępu napiszę tylko, że przenosimy się do czasów późnego średniowiecza. To akurat epoka, o której ostatnio sporo czytam i która mnie cały czas zaskakuje, stąd z chęcią sięgnęłam także po tę grę. Jednak klimat….kończy się na tytule i wprowadzeniu w instrukcji. Ale przejdźmy do sedna…

W grze wcielamy się w członków gildii, czyli stowarzyszeń kupieckich i rzemieślniczych. Dążymy do zdobycia przewagi w mieście, czyli żeby zająć jak najwięcej gildii. Grać można od 2-4 osób, jest nawet wersja solo. Zasady same w sobie nie są skomplikowane, ponieważ mamy do wyboru jedną z trzech opcji:

  1. Możemy zagrać dowolną kartę by przenieść pionek z rezerwy do ratusza (czyli wynająć członka gildii),
  2. Możemy zagrać kartę korzystając z jej funkcji
  3. Możemy także odrzucić kartę w wybranym kolorze by przenieść pionek z pola ratusza na płytkę gildii w tym samym kolorze.

Trudność zaczyna się właśnie w przypadku specjalnych funkcji kart. Jest ich tak wiele, że bez pomocy gracza (która na szczęście jest dla każdego gracza osobna) przynajmniej na początku byłoby kiepsko. W dodatku nie wszystkie specjalne funkcje są opisane, trzeba się domyślać spoglądając na karty z podobnymi funkcjami. Na zakończenie każdej rundy (a w przypadku gry 2-osobowej co drugą rundę) rozpatruje się gildie, na których spełniony jest warunek dotyczący wymaganej liczby członków gildii. To jest bardzo ciekawy moment, bo osoba, która ma przewagę swoich pionków zdobywa nagrodę z płytki, podobnie osoba, która jest na drugim miejscu. Czasami jednak bardziej opłaca się zająć drugie miejsce, stąd często do ostatniej chwili czeka się z zapełnieniem miejsc. W dodatku jeśli w trakcie rozgrywki uda nam się zdobyć czarne, neutralne pionki, można nieźle namieszać w tym rozliczaniu i podmienić je na pionki przeciwnika lub swoje (jeżeli zależy nam na nagrodzie za drugie miejsce). Oprócz tego rozpatrywane są także płytki Plantacji (w przypadku rozgrywki 2-osobowej co 4-tą rundę), które również przynoszą nam dodatkowe nagrody. Można również spasować i w ten sposób pozyskać cztery karty. Zapomniałam o tym na początku gry i starałam sie na siłę wykonać ruch, zamiast pozyskać karty by móc przeprowadzić lepsze akcje. Typowy błąd początkującego. Czasami takie pasowanie bardziej się opłacało. Jest też wisienka na torcie. To karty nagród, które zdobywa się w ciągu rozgrywki, a których rozliczenie następuje na sam koniec. Dzięki temu sytuacja może się zmienić i możemy jeszcze zapunktować w ostatnim podsumowaniu.

Po pierwszej rozgrywce jest ochota na więcej. Dużą zaletą jest regrywalność. Ze względu na to, że kart jest naprawdę sporo, a płytki układa się losowo, każda rozrywka będzie inna. Na minus jest jednak zdecydowanie instrukcja. Zawiera niejasności i sprawia, że gra na początku może przytłaczać, choć przecież zasady nie są skomplikowane. Lubię takie gry, o których myśli się jeszcze po rozgrywce i o których się także rozmawia. A tak właśnie jest w przypadku Gildii Londynu. Szkoda, że gra po sukcesie na Wspieram.to przeszła bez większego echa. Może poprawiona instrukcja pomogłaby jej? Innego zdania jest mój chłopak Jacek Złoty, ale jego opinię posłuchajcie sami:

 

  • WYKONANIE 5/5

    Bez zarzutu.

  • TRUDNOŚĆ 1/5

    Proste zasady, wszystko komplikują natomiast specjalne funkcje kart.

  • OCENA 5/5

    Chętnie zagrałabym jeszcze raz, jednak rozgrywkę utrudniają nieczytelne oznaczenia na kartach oraz instrukcja z błędami.