O tym, jak Dixit przełamuje lody

Przy okazji trwającego w Nowym Sączu festiwalu gier planszowych, przypomniało mi się moje pierwsze spotkanie z grą Dixit. Poznałam ją właśnie na tej imprezie, a właściwie podczas „afterparty” w jednym z ogródków piwnych. Gra była od niedawna na polskim rynku i wzbudzała spore zainteresowanie, szczególnie ze względu na intrygujące rysunki oraz terapeutyczne funkcje. Z tego, co czytałam, autor gry jest psychologiem i w pracy z „trudną” młodzieżą wykorzystywał mechanizmy podobne do tych zawartych w Dixicie. Nie jestem zbyt wielką fanką gier imprezowych, oczywiście mam swoje ulubione tytuły, ale zawsze na początku podchodzę do nich z rezerwą. Szybko jednak okazało się, że zasady Dixita opanowuje się w kilka minut, a tak naprawdę wszystko zależy od naszej inwencji i pomysłowości.
Kupując podstawową wersję otrzymujemy komplet 84 wielkoformatowych kart. Na każdej z nich przedstawione są intrygujące, tajemnicze, i co najważniejsze, wieloznaczne rysunki. Zadaniem gracza jest wymyślenie skojarzenia do jednej karty ze swojej puli. Pozostałe osoby, po poznaniu tego hasła. muszą do niego dopasować kartę ze swojej puli i wyłożyć ją zakrytą. Następnie karty są tasowane, a uczestnicy zabawy muszą odgadnąć, która karta należy do osoby wymyślającej skojarzenie. Gdy wszyscy oddali swoje typy przyznawane są punkty. Nie będę się rozpisywać na temat punktacji. Wspomnę tylko, że wymyślone hasło nie może być ani za trudne, ani za łatwe, ponieważ gdy nikt nie odgadnie lub gdy wszyscy odgadną, osoba wymyślająca zadanie nie otrzyma punktów. Pozostali gracze punktują za prawidłowe wytypowanie karty oraz za wprowadzenie innych graczy w błąd.
Gra nieźle pobudza do myślenia i kombinowania. Wszystko zależy od tego, kogo zaprasza się do rozgrywki. Opiszę Wam kilka przykładowych spotkań z tą grą:
– Moja kochana Kuzynka, jej dzieci i mąż. Grę pokazałam im w trakcie ich pobytu u moich rodziców. Dixit okazał się hitem. Zostałam wręcz zmuszona do zakupienia dodatku, by urozmaicić sobie rozgrywkę. Przez dwa tygodnie graliśmy prawie codziennie właśnie w ten tytuł. Najmniejszą cierpliwością wykazał się jednak mąż mojej kuzynki. W trakcie kolejnej z rzędu rozgrywki rzucił kartami, ponieważ miał dość wymyślania haseł. Teraz nie uznaje żadnych argumentów i już nie zgadza się na rozgrywkę w Dixita. Z obserwacji wynika, że to właśnie faceci darzą tę grę mniejszą sympatią. Może to z powodu słodkich króliczków do liczenia punktów?
– Koleżanka z pracy i jej współlokatorki – typowe babskie spotkanie. Była cała masa jedzenia i różne „napoje”. Przyniosłam torbę pełną gier, jednak zrobiłam jeden podstawowy błąd. Wyjęłam Dixita. No i przepadłyśmy. Do północy grałyśmy tylko i wyłącznie w tę grę. Karty już chyba znam na , a pomysły na skojarzenia zdecydowanie skończyły się. Na tyle ta gra spodobała się, że moja koleżanka często przy różnych spotkaniach towarzyskich wyciąga Dixita i zachęca do gry kolejnych znajomych.
– Mój chrześniak, jego brat i koledzy. W tym kręgu jest mały problem, o ile bariera językowa nie stanowi problemu (dzieci mówią tylko w języku niemieckim i angielskim), to daje o sobie znać różnica pokoleniowa. Dzieci często nawiązywały do różnych bajek, postaci znanych właśnie w Niemczech. Z dziećmi oczywiście również bardzo dobrze gra się, jednak wiadomo, że skojarzenia trzeba dostosować do ich wieku. Nieraz rodzice ponownie wyciągali grę, gdy ich pociechy poszły spać.
– Grupy znajomych w podobnym wieku, znający i ceniący nowoczesne planszówki (niekoniecznie „gracze”). Rozgrywka niesie ze sobą za każdym razem sporą porcję dobrej zabawy. Szczególnie, jeśli skojarzenia nawiązują do wspólnych doświadczeń i przeżyć. Chyba przy takich współgraczach można najlepiej bawić się grając w Dixita.
– Grupa nastolatków podczas warsztatów – gdy dorośli nie ingerują, bawią się bardzo dobrze, wymyślając sobie tylko znane hasła. Było mnóstwo śmiechu i potrafili grać kilka razy pod rząd.
Dixit ma to coś. To na pewno piękne ilustracje i możliwość rozbudowy gry dzięki kolejnym dodatkom. Gra ma potencjał, szczególnie, gdy gramy w nią z różnymi grupami. Gdy nasi współgracze za każdym razem powtarzają się, szybko możemy się wypalić. Wtedy tytuł ten można odświeżyć nowymi taliami. Na pewno jest to świetny tytuł na luźne spotkania towarzyskie. Smutasy nie mają przy nim czego szukać.

Kilka ciekawostek na koniec:
Gra została wyróżniona tytułem Spiel des Jahres, Gra Roku w Polsce oraz Gra Roku na Międzynarodowym Festiwalu Gier w Cannes.
W Polsce możemy grać już z dwoma dodatkami. Kolejny ukaże się jeszcze w tym roku. Gdy szykuje nam się dwunastoosobowe towarzystwo do gry, warto zaopatrzyć się w Dixit Odyssey. Gdy znudzi nam się tradycyjna rozgrywka można pokusić się o Dixit Jinx, w której liczy się nie tylko wyobraźnia, ale też refleks.
Autorką rysunków jest Marie Cardouat. Ta pani, pokazała, że oprawa graficzna gry może być małym dziełem sztuki. Nie wszyscy wiedzą, że jej prace zdobią też grę Marrakech (ehh uwielbiam te dywaniki) oraz występują w grze Pocket Rockets od Antoine Bauza. Jak możemy dowiedzieć się z wywiadu przeprowadzonego dla Cliquenabend, Dixit to pierwsza gra, do której wykonała ilustracje. Wcześniej zajmowała się przygotowywaniem grafik m.in. do książek dla dzieci. Wraz z autorem gry, Jean-Louis Roubira, prawie dwa lata zajmowali się rozwijaniem koncepcji tej gry. Samo wykonanie ilustracji trwało około pół roku.
Nie każdy wie, że autor Dixita stworzył tez inne tytuły, m.in. grę Fabula (która również opiera się na kreatywności i pomysłowości graczy, ponieważ polega na opowiadaniu historii) oraz Jericho (strategiczna gra dla 2 graczy).

PS. Dlaczego Dixit przełamuje lody? Bo ma banalne zasady, urocze rysunki i potrafi każdego wprawić w dobry nastrój. To wszystko przekłada się na dobrą zabawę i bez obaw można pokazać tę grę osobie niezwiązanej do tej pory z planszówkami. To właśnie m.in. dzięki Dixitowi nowoczesne gry planszowe pokochała rodzina mojej kuzynki (z wyjątkiem jej męża 🙂 ),  Natomiast moja koleżanka z pracy przestała patrzeć na mnie jak na ufoludka 🙂

  • GRAFIKA 5/5

    Nie pozostaje mi nic innego jak napisać: małe arcydzieło.  Rysunki abstrakcyjne, intrygujące, tajemnicze i co najważniejsze – wieloznaczne.

  • TRUDNOŚĆ 2/5

    Dixit to zarówno propozycja dla dzieci, nastolatków, jak i dla dorosłych. Każdy sobie świetnie poradzi.

  • OCENA 5/5

    Świetna gra do wciągania nowych graczy. Idealna propozycja na luźne spotkania towarzyskie.

Spóźniony wstępniak

Katarzyna „Squirrel” Ziółkowska rozpoczęła blog od wpisu na temat pisania „za całkowitą darmoszkę”. Nie wiem, czy autorka tak mnie zainspirowała, czy po prostu był to już długo wyczekiwany „bodziec”, ale w piątek wysłałam rezygnację i podziękowanie do tygodnika lokalnego, z którym od dwóch lat współpracowałam.

Praca w tym tygodniku była dla mnie dużym wyzwaniem. Czułam też na sobie spory bagaż odpowiedzialności. Co tydzień pisałam teksty o gminie, z której pochodzę.  Tematy, po które sięgałam,  „nie przeszłyby” w regionalnej stacji, w której od 7 lat pracuję. Musiałam przejść więc z myślenia „globalnego” na myślenie stricte lokalne. To był dla mnie trudny przeskok, w dodatku na początku musiałam sporo czasu poświęcić na poszukiwanie tematów i nawiązywanie znajomości. Potem tematy już same do mnie „przychodziły”. W tym czasie nawiązałam sporo kontaktów, poznałam ciekawych ludzi, krótko mówiąc sporo się nauczyłam. Dwa lata pracy blisko człowieka – tak mogłabym podsumować ten czas.

Nadeszła jednak pora na kolejne wyzwania. Planszówkowe wyzwania. Mam nadzieję, że nie będę żałować tej decyzji. Cieszę się, że moja pasja nie kończy się tylko na powiększaniu kolekcji, ale że to cos więcej: że mogę wyrazić swoją opinię i polecić dobre tytuły.  Jestem „świadomym graczem” i obserwatorem tego, co się dzieje na rynku planszówkowym. Lubię dzielić się swoją miłością do gier nie tylko ze znajomymi i rodziną. Krótko mówiąc: mam misję.

Zdjęcie ze strony www.demotywatory.pl

 

Co do Peru?

Co do Peru?

W pierwszym wpisie na blogu pisałam o prośbie znajomego misjonarza z Peru, który poznał tam grę Osadnicy z Catanu. Gra już doszła i została też przekazana. Okazało się, że tytuł ten w Peru promują Polacy, a dokładnie misjonarze. Zachęcają do gry też Peruwiańczyków. Dla nich to wielkie przeżycie, bardzo angażują sie w rozgrywkę i  „przeżywają” sukcesy i porażki. Może dlatego, ze nowoczesne planszówki nie są tam aż tak popularne?

Znajomy chce zabrać ze sobą jeszcze jakieś inne tytuły, w które mógłby grać przez kolejny rok. Muszą spełnić kilka warunków: przede wszystkim waga i rozmiar. Podróż trwa bowiem 15 godzin z przesiadką w Paryżu. Osadnicy z Catanu to pierwsza nowoczesna planszówka mojego znajomego i grali w nią sporo w ciągu ostatnich kilku miesięcy. Nowy tytuł ma więc poziomem trudności, jak i zasadami przypominać Osadników. Do gry czasami zapraszani są też Peruwiańczycy, dlatego nowa planszówka powinna też być niezależna językowo.

Od razu pomyślałam o Fince, w której wcielamy się w role rolników z Majorki. Naszym zadaniem jest zebranie jak największej ilości rosnących na wyspie owoców i dostarczenie ich do gmin. Gra ma bardzo proste zasady, jest jednak małe „ale”. Wszystkie owoce są drewniane, co zwiększa jej wagę. Podobnie jest w przypadku gry Stone Age. Świetny tytuł po Osadnikach, ale duża ilość elementów, głównie drewnianych, dyskwalifikują ją.

Potem pomyślałam o Hawanie. Spełnia warunek rozmiarowy: to przecież tylko woreczek z materiału, płytki budynków, karty akcji, karty pomocy gracza, robotnicy, monety i drewniane małe kosteczki. Obawiam się jednak, ze przeszkodą mogą być napisy na kartach graczy. Wprawdzie wraz z częstszym graniem zapamiętuje się poszczególne funkcje, jednak domyślam się, że rozgrywka z Peruwiańczykami jest okazjonalna i polskie napisy mogą jednak być utrudnieniem.

Pomyślałam też: a dlaczego nie Kolejka? Wprawdzie Peruwiańczykom kontekst historyczny jest całkowicie nieznany, to jednak nie przeszkadza to w rozgrywce. Niestety na kartach są napisy. Rekompensuje to zestaw naklejek na karty w kilku językach. Brakuje jednak hiszpańskiego. Nie wiem, jak wygląda sprawa znajomości angielskiego w Peru. Gdyby nie stanowiło to problemu, myślę, że Kolejka mogłaby być dobrym pomysłem. Tym bardziej, że dla Polaków to gra „sentymentalna”.

Przypomniał mi się też, dawno już u nas nie rozgrywany tytuł: Na Grunwald. Proste zasady, w dodatku gra nie waży aż tak wiele, w ostateczności można ją zabrać bez pudełka. Napisy na kartach wydarzeń, może tłumaczyć jeden z grających Polaków. Temat też odpowiedni dla mężczyzn, czyli przygotowania do wojny z Zakonem krzyżackim.

Mała rozmiarowo, choć nie do końca wagowo, jest gra Rattus. Szkoda, że nie jest za bardzo doceniana na polskim rynku. Ma na tyle proste zasady, że radzi sobie z nimi nawet moja początkująca mama. W dodatku nie ma napisów, a jak się znudzi, można kupić dodatek, z kolejnymi postaciami. Temat też jest niebanalny: walka z „czarną śmiercią”.

Na koniec wpadł mi do głowy pomysł: skoro normalna wersja Osadników spodobała się, to może gra kościana? Już kiedyś wspominałam o niej temu znajomemu i wyraził spore zainteresowanie. W dodatku ma idealne rozmiary, nie ma napisów w języku polskim i można w nią zagrać w ok. 15 minut. Cena też jest fantastyczna, bo ok. 20 zł.

Powoli zbieram te propozycje i przygotowuję zestawienie. Mam czas do środy, potem trzeba szybko złożyć zamówienie. Jeżeli macie inne pomysły spełniające powyższe warunki, czekam na Wasze przykłady gier.

 

Dlaczego czekam na Ewolucję

W redakcji, w której na co dzień pracuję, ostatnio ktoś rzucił hasło, że na wizytówce powinnam pod imieniem i nazwiskiem napisać: „Fauna, flora i gry planszowe”. O trzecim składniku podpisu nie muszę pisać, warto wytłumaczyć pozostałe. Od dobrych kilku lat prowadzę program Ekofakty. Jest on emitowany codziennie od poniedziałku do piątku, tak więc muszę rozglądać się w poszukiwaniu tematów. Bywało tak, że jechałam robić relację z wydarzenia w ogóle niezwiązanego z ekologią, a wracałam z kolejnym materiałem do Ekofaktów. W dodatku ukończyłam Liceum Techniczne o profilu kształtowanie środowiska i mieliśmy rozszerzoną biologię. Gdy więc zobaczyłam w zapowiedziach ubiegłorocznych targów Spiel 2012 grę Evolution od razu wpadła mi w oko. Chyba przede wszystkim ze względu na minimalistyczną grafikę. W dodatku jest ona zielona, a to jeden z moich ulubionych kolorów, nawet szafki w kuchni mam zielone. Grafika oczywiście nie zadowoli każdego, jednak z drugiej strony do tematu ewolucji, pasuje jak najbardziej. Z niecierpliwością czekam na rozgrywkę w polską wersję gry, przygotowaną przez wydawnictwo G3. Rozgrywka odbywa się zgodnie z zasadą – wygrywa najsilniejszy.

„Ewolucja” to zestaw 84 kart, którymi zarządzamy w trakcie rozgrywki tak, by wyhodować własną populację zwierząt. Gra rozpoczyna się od fazy rozwoju, czyli wyłożenia kart i stworzenia własnej populacji. Karty są dwustronne i można je wyłożyć albo jako zwierzę albo jako „cecha, właściwość zwierzęcia”. Kolejna faza polega na określeniu zasobów żywności w „banku”, czyli ilości żetonów, która jest rożna w zależności od liczby graczy oraz od wyrzuconej sumy oczek na kościach. Kolejna faza to żywienie, w której gracze dobierają po jednym znaczniku z „banku”. Niestety, jak to w procesie ewolucji bywa, nie wszystkim zwierzętom zostanie dostarczone pożywienie. Przechodzimy więc do fazy wymierania gatunku i dobierania nowych kart. Wprawdzie nawet w materiałach prasowych mowa jest o sporym znaczeniu losowości, ale skoro „gramy w ewolucję”, nie może być inaczej.

Grę chciałabym też wypróbować z innego względu. Będzie to chyba moja pierwsza planszówka zaprojektowana przez autorów z Rosji. Sergey Machin ma już na swoim koncie kilka gier. Przy Ewolucji pomagał mu naukowiec Dmitry Knorre. Gra w Rosji w ciągu pierwszego roku od wydania zdobyła aż pięć nagród, w tym „Najlepsza rosyjska gra roku”. Już Fauna od Friedamanna Friese była ciekawym przykładem zastosowania ciekawostek biologicznych w grze. Ewolucja wydaje się być jeszcze lepszą propozycją nie tylko dla niedzielnych graczy. Czy tak będzie? Przekonamy sie o tym juz wkrótce.

Zdjęcie: BoardGameGeek

Kto nie zna Osadników?

Coraz częściej przekonuję się, że trudno znaleźć osobę, która, przynajmniej ze słyszenia, nie zna gry Osadnicy z Catanu. Rozmawiając ostatnio ze znajomymi dziennikarzami zaczęłam temat planszowek. Byłam przekonana, że to totalni laicy. A tu wielka niespodzianka.

Co się okazało? Wszyscy w coś grają. I to nie w Chińczyka, czy Monopoly, ale w nowoczesne gry planszowe. Pojawiły się takie tytuły jak Dixit, czy Blokus oraz, co było dla mnie miłym zaskoczeniem, Osadnicy z Catanu.

Pamiętam moje pierwsze spotkanie z tą planszówką. Zamówiłam ją w jednym ze sklepów internetowych i z niecierpliwością czekałam na przesyłkę. Gdy w końcu przyszła i rozpakowałam pudełko, poczułam wielkie szczęście, że w końcu mogę zagrać w tę kultową grę, nagrodzoną m.in. tytułem Spiel des Jahres. Gdy zaczęłam czytać instrukcję poczułam jednak mętlik w głowie i przyznam się, że pierwsza rozgrywka nie była do końca poprawna. Byłam wtedy jednak „początkującym graczem”, znającym zaledwie kilka tytułów, stąd może ten problem z ogarnięciem zasad. Były jednak akurat upalne wakacje, w radiu mieliśmy letnią ramówkę, tak więc miałam sporo czasu na zapoznanie się z tą pozycją. Tak narodziły się spotkania z kuzynem i bratem mojego narzeczonego, podczas których godzinami graliśmy, głównie w osadników. W trakcie rozmowy ze znajomymi dziennikarzami okazało się, że nie tylko ja mam taki sposób na wolne wieczory. Oni też spotykają się po to, by wcielić się w rolę osadników. W trakcie rozmowy ze znajomymi dziennikarzami okazało sie, że u nich też taka tradycja narodziła się. Kolejnym zaskoczeniem związanym z tą grą, był fakt, że znajomy misjonarz z Peru, nauczył się tam grać w …. Osadników. Spędza właśnie urlop w Polsce i przedstawił mi nietypową prośbę. Miałam mu pomóc zakupić grę, której tytuł zna tylko po hiszpańsku. Na szczęście wyszukiwarka w serwisie BoardGameGeek była bardzo pomocna. Szybko okazało się, że to nic innego jak Osadnicy z Catanu. Nie wiedziałam, że w Peru też są fani tej gry. Mój znajomy postanowił nawet zakupić tę grę w prezencie dla swoich peruwiańskich znajomych. Życzenie zostało spełnione i gra już lada moment do mnie dotrze, a za miesiąc w polską wersję będą grać rodowici Peruwiańczycy.

Popularność Osadników z Catanu polega chyba na tym, że swego czasu był to dość mocno reklamowany tytuł. Pamiętam, że w 2005 i 2006 roku natknęłam się w różnych czasopismach na artykuły o tej grze. To była zapowiedź rewolucji na polskim rynku planszówek. W moim życiu osadnicy też sporo namieszali. Tak jak już wcześniej pisałam, od nich zaczęły się spotkania z rodziną przy grach. W ten sposób znacznie zwiększył mi się apetyt na poznawanie kolejnych tytułów. Pudełko Osadników nosi już liczne ślady użytkowania i jest dosyć sfatygowane. Czasami wstyd wyciągać tę grę na stół. Teraz w kolekcji oprócz klasycznej, drewnianej wersji posiadam też wersję plastikową, karcianą, kościaną i karcianą dla dwóch osób oraz grę Osadnicy z Catanu: Na podbój Europy. Ta gra chyba nigdy mi się nie znudzi. Cieszę się, gdy na forum lub na stronach internetowych sklepów pojawiają się pozytywne opinie na temat tego tytułu. Owszem są gry lepsze, z ciekawszą mechaniką, z mniejszym elementem losowym, ale Osadnicy według mnie mają to coś, co pozwala się przy nich dobrze bawić.